25 lipca – Przygotowania
Wbrew przesądom spaliśmy bardzo dobrze i gdyby nie świadomość powagi dnia i spraw, które wymagały jeszcze dopięcia pewnie wylegiwalibyśmy się w łózkach do południa. W końcu do domu wróciliśmy po 1 w nocy o północy jedząc obiad i kolację w jednym.
Tak więc wstaliśmy, spokojnie wypiliśmy kawę i zjedliśmy śniadanie. Następnie zajęliśmy się odbieraniem telefonów i wieszaniem firanek w pokoju, w którym Kacper miał się przygotowywać do ślubu. W zasadzie to nie tylko wieszaliśmy firanki, ale jeszcze ścieraliśmy kurze i ustawialiśmy meble:)
Na 11:00 Kacper uciekł do fryzjera. Ewa zaraz po nim. Wizytę u wizażystki miała wyznaczoną na godz. 12:00. Świadkowa zapomniała, że obiecała ją tam zawieźć, więc na ratunek przybył Super-świadek z Super-przyszłym-Mężem.
W drodze do kosmetyczki zajęchaliśmy jeszcze po przypinkę do włosów, która okazała się rozmiarów prawie jak minibukiet. Ale co Ewa mogła teraz zrobić? Kwiaciarka polecona, więc teoretycznie sprawdzona. Niestety Super-przyszła-Żona była zawiedziona.
W „Lookusie” już czekała Kamila ze swoim trzecim okiem:) (fotograficznym oczywiście). I tak ona robiła zdjęcia, a Ewa odprężona wybierała kolor maskary i cieni do powiek rozmawiając z kosmetyczką o przedślubnych przygodach (dzieliłyśmy się doświadczeniami m.in. z księżmi proboszczami naszych parafii).
Po niecałej godzinie przyszła Panna Młoda z obrotowego krzesła wizażystki przesiadła się na nieco wygodniejszy fotel fryzjerki. Jakie szczeście, że nie czesała jej ta kobieta, która mając śmiałość nazywania się fryzjerką męczyła, jak się okazało koleżankę Super-narzeczonego, a zatem i Super-narzeczonej, jeszcze długo po ich wyjściu z salonu. A jak okazało się na ślubie wspomniana koleżanka w konsekwencji tych kilku godzin miała na głowie malutką burzę loków, która „przeszła bokiem” jeszcze przed północą.
Na szczęście pani, która zajmowała się Panną Młodą bardziej znała się na rzeczy. I nawet mimo tego, że Internet mobilny odmówił posłuszeństwa i pieniądze na koncie zniknęły razem z siecią, co uniemożliwiło załadowanie e-maila ze zdjęciami propozycji fryzur („ależ oczywiście, że miałam je w galerii, ale galeria już od tygodni odmawiała mi posłuszeństwa – włączyć galerię niejednokrotnie równało się z zawiesić androida”) ona już z opowiadania zdawała się wywnioskować co „w głowie piszczy”.
I tu ponownie przyszły mąż niczym SUPERBOHATER zjawił się z resztką wygazowanej coli, nową fruzurą (tylko nie czochrać – taki nakaz dała mu fryzjerka) i routerem wi-fi. Panna Młoda mogła odetchnąć spokojnie, a przyznaje szczerze, że trochę się wystraszyła – „w końcu nie jestem dobra w opowiadaniach”. Pani fryzjerka mogła zatem z łatwością pomylić koncepcje (tak jak ta lubelska przed wieczorem panieńskim). Na szczęście wszystko wyszło super i nawet tą wielką przypinkę udało się jakoś zasadzić gdzieś wśród gąszczu loków i wsuwek.
Zatem zadowolona i wypieszczona przyszła-Żona wróciła do domu, po drodze zajeżdżając z fotografką do kwiaciarki po bukiety i butonierki? (patrz opis przypinki:/).
Było ok. 14:00, może 15:00 Super-Narzeczony wrócił przyozdobionym Super-Samochodem z suknią ślubną i garniturem i zamówił obiad. Pizza przyjechała wcześniej od świadka, ale w czasie, w którym powinniśmy się już szykować. Zdążyliśmy jeszcze w konspiracji potańcować w naszym sadzie przypominając sobie kroki pierwszego tańca, który przygotowaliśmy dla gości.
Usiedliśmy zatem spokojnie ze świadkową, przyjaciółmi i rodziną i wchłonęliśmy po kawałku pizzy popijając białym winem, jak szaleć to szaleć, aby za chwilę zacząć przygotowania.
„Trochę się stresowałam, ale miałam ogromne wsparcie w rodzeństwie (cały dom przygotowali dla nas na ten dzień) i w przyjaciołach, a przede wszystkim wiedziałam, że podjęłam już decyzję i nie ma co panikować trzeba tylko dobrze wykorzystać dany nam czas. Stres więc przychodził falami i z odpływem znikał:)”
„Trochę się stresowałem, ale bardziej byłem podekscytowany i w sumie nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu będę Ją miał za żonę:)”
Jak towyglądało zobaczcie sami:)
P.S. Nie umieszczamy tutaj wszystkich zdjęć. Tylko te wybrane. Nadal zatem warto przy okazji jakiegoś spotkania obejrzeć całość:)
Świetnie napisane, trzymało w napięciu! Ciekawa jestem waszych „wrażeń” z dalszej części tego wieczoru. Będzie kontynuacja?